"Wywiad z Anią Volantzky - wokalistką zespołu Monastery dla magazynu Thrash'em All" (2004)

1. Witaj Aniu! Miło, że powrót MONASTERY po kilku latach niebytu stał się faktem, tym bardziej, że popieracie ten kambek bardzo obiecującym materiałem demo „Shattered Faith”. Pytanie tylko, czy było warto? Nie łatwiej jest być po prostu widzem, obserwatorem, miast wylewać pot w imię jakiejś tam „kariery” czy „popularności”?

Witaj! Gdybym miała odpowiedzieć Ci „tak” lub „nie” to nie da się tego aż tak uprościć... Ale raczej wybrałabym „tak” w sensie – tak, warto i „nie” w sensie - nie łatwiej... Granie nie jest tylko samym graniem… Według mnie granie jest bardziej dawaniem niż braniem natomiast słuchanie, odwrotnie. Nie raz doznałam uczucia, że z dawania można czerpać większą satysfakcję niż z brania. Poza tym gdy wylewasz pot na sali prób, wydziela się spora dawka endorfiny, co jest już właściwie związane z przyjemnością fizyczną (jak przy uprawianiu sportu lub seksu!). Nie wspomnę już o graniu koncertów! Jeśli już porównałam granie muzyki do uprawiania sportu to koncerty w odróżnieniu od prób zaliczyłabym to do sportów ekstremalnych!!! A tak zupełnie serio (i bez snucia filozofii!), gramy to co gramy bo to lubimy, w dodatku mamy taki komfort, że nie musimy wstydzić się tego co gramy. Robienie czegoś ambitnego (w tym wypadku granie rzadkiego rodzaju rock’and’rolla) ma często niewiele wspólnego z czymś co nazywasz „popularnością” czy „karierą”, chyba, że mówimy o pewnym maleńkim zamkniętym środowisku zboczeńców muzycznych czyli o prawie wymarłym gatunku fanów thrashu. Ale mimo tego warto!

2. Jestem ciekaw, ilu ludzi w ogóle kojarzy dziś Waszą nazwę, ilu pamięta przeszłe dokonania. Sądzisz, że należy Wam się jakiś kredyt zaufania, związany z przeszłością? Pewnie wiesz, że wszelkie reuniony przyjmowane są z radością, ale najczęściej niewiele z nich wynika…

Nie mam pojęcia kto kojarzy nazwę Monastery (i z czym ją kojarzy Cha!Cha!). Oprócz fanów prawosławnych klasztorów na pewno istnieją fani innego Monastery... Niestety nie znam statystyk ile osób może nas kojarzyć. Mam nadzieję, że jest ich więcej niż myślę… Podobno jesteśmy lokalnie znani... Poza tym pewnie nikt o nas nie słyszał, no może za wyjątkiem Wschodnich Niemiec, Południowej Szwecji, Wielkiej Brytanii, Litwy, Łotwy, Białorusi, Ukrainy, Rosji a także U.S.A., Kanady oraz Peru... A kredyt zaufania? Nie wiem czy można w ogóle to w taki sposób rozpatrywać. Myślę, że zachowaliśmy nazwę Monastery, ponieważ kontynuujemy granie gatunku muzyki jaką zespół uprawiał na początku ale teraz działamy od początku do końca na własny rachunek i chyba nie będziemy brali tego kredytu… ale jeśli ktoś chciałby w nas zainwestować w innej formie to jesteśmy otwarci…

3. Osobiście najbardziej cieszę się z faktu, że Wasz powrót jest tożsamy z tym, co zespół robił wcześniej. Gracie stary, dobry thrash, bez modnych naleciałości i innego gówna. Może i brzmi to dziś archaicznie, ale jest prawdziwą cnotą w gronie zespołów, które szukają furtek by jak najszybciej zaistnieć, najlepiej się wypromować, szybko sprzedać. Nie kusiło Was, by powrócić bardziej pod publiczkę?

Ja też się cieszę z tego, że gramy to co gramy. Kiedy postanowiliśmy wrócić na scenę od razu ustaliliśmy jak będziemy grać i nie trudno być tu konsekwentnym bo ewidentnie sprawia nam to przyjemność. Nie chcieliśmy za bardzo grać czegoś innego bo ani tego nie czujemy ani nam się to nie podoba. Poza tym kiedy nie graliśmy pod etykietą Monastery próbowaliśmy innych projektów z inną muzą ale w rezultacie nic nie dawało nam takiej satysfakcji.

4. MONASTERY wraca w tym samym momencie co inne, stare załogi thrash metalowe, EXODUS, AGENT STEEL, DEATH ANGEL, długo by wymieniać… nie obawiacie się zarzutów o koniunkturalizm?

Jeśli chodzi o powroty, moim zdaniem bywają one różne ale każda muza jest dla ludzi (chyba, że ktoś gra wyłącznie zamknięty we własnym pokoju!) i jeśli tylko są ludzie, którzy chcą jej słuchać to O.K. i niezależnie od tego czy grają ją młodzi gniewni z garażu raczej z małym doświadczeniem czy też chłopaki o paru posiwiałych włosach z dużym stażem, którzy powracają po przerwie ale ciągle jeszcze mają coś do powiedzenia…

5. „Shattered Faith” jest moim skromnym zdaniem rodzynkiem, materiałem udowadniającym, że macie spory potencjał by tworzyć ciekawą, dynamiczną, kąśliwą muzykę. Zamierzacie coś z tym zrobić, pokusić się o wydawnictwo oficjalne, może nawet jakiś deal, czy też chcecie świadomie pozostać na etapie grania demówkowego?

Osobiście lubię rodzynki… He!He! Wracając do tematu, postanowiliśmy wydać materiał sami. Raczej nie będzie żadnych dealów. Poza tym kto miałby nas w tym kraju wydać? Dla jednych jesteśmy za mało- a z kolei dla innych za bardzo ortodoksyjni! Na Zachodzie było jakieś zainteresowanie ale to co nam zaproponowano nas nie interesuje. Monastery ma już na swoim koncie dwie oficjalnie wydane płyty ale powstały one w zupełnie innych warunkach rynkowych. Dziś mimo dobrej jakości artystycznej materiału nikt nie zaryzykuje takiego przedsięwzięcia, ponieważ za mało można na tym zarobić. Oprócz bardzo specyficznego gatunku muzyki na naszą niekorzyść (i wszystkich wykonawców!) działa zjawisko zapaści fonograficznej. Np. jeszcze kilka lat temu jedna z płyt pewnego zespołu z garażu () sprzedała się w nakładzie 5-7 tys. egzemplarzy a dziś znany zespół z kręgu muzyki pop z tzw. „górnej półki” sprzedaje zaledwie10-15 tys. nośników! Zgroza!

6. Kolejne pytanie dotyczy „Chryzantem”, czyli jedynego utworu z „Shattered Faith”, przy którym rzygam bezwarunkowo. Po co umieściliście tego harcerskiego gniota pośród własnych, zacnych kawałków? Nie masz wrażenia, że ten numer to ciężka wiocha?

Cha!Cha! Kiedyś po pijaku usłyszeliśmy „Chryzantemy” w wersji zespołu KURY Tymona Tymańskiego i postanowiliśmy, że koniecznie musimy zrobić ten numerek bo Monastery zawsze miało jakiś odmóżdżony song na koncerty no a ten się świetnie nadawał. (Dawniej grywaliśmy np. „Zuzia, lalka nieduża…” albo „Fuck’n Limits”.) Tak więc zaczęliśmy grać „Chryzantemy” ku zgorszeniu pozornie grzecznej młodzieży oraz pań dewotek przechodzących koło pubu, w którym akurat graliśmy! Tak na marginesie, historia tej piosenki sięga okresu przedwojennego, ale wtedy te cmentarne kwiatki stały sobie na fortepianie, w eleganckim kryształowym wazonie a nie we flaszce po czystej i oczywiście nikt tam tak nie „rzucał mięsem”… Teraz już gramy go coraz kurwa rzadziej, ale jeśli kurwa ludzie stanowczo domagają się tego kurwa kawałka to ostatnimi czasy muszą śpiewać go kurwa sami! Ja już kurwa nie mogę, help!!! Chociaż… właściwie to zależy co spożyję przed koncertem… jeśli coś, co mi nie służy, to zbiera mi się na wymioty a przecież nie mogę jednocześnie rzygać i śpiewać!

7. By zakończyć naszą krótką pogawędkę tonem bardziej optymistycznym, pozostawiam Ci miejsce do własnych refleksji w kontekście powrotu MONASTERY. Kapnij jeszcze informacją, jak można zaopatrzyć się w „Shattered Faith”. Dzięki za wywiad!

Nie będę za bardzo nudzić konia… Gramy to co lubimy, wkładamy w to całe swoje serce i cieszymy się jak małe dzieci kiedy ktoś powie nam jakieś dobre słowo… Zachęcam wszystkich aby zapoznali się z naszą kapelą i naszą muzą na stronie www.monastery.muzyka.pl. Jeśli będziemy grać w Waszym mieście to koniecznie przyłaźcie na koncert, a jak nam się spodobacie(!) to po graniu chętnie z Wami pogadamy... He!He! A-ha, jeśli chcecie mieć nasze demo, piszcie do nas maile: monastery@o2.pl, na pewno Wam wyślemy. Na koniec sthrashnie pozdrawiam wszystkich maniackich pochłaniaczy Thrash'em All! Dark, dzięki za wywiad.

Źródło: Thrash'em All - Darek Kępny (faeton@sotiko.pl)

POWRÓT